poniedziałek, 17 marca 2014

Jak zwalczyłem astmę aspirynową...

Ci którzy śledzą moje zapiski na obu blogach wiedzą, że z Triadą Aspirynową bezskutecznie walczę od dekady. Wiedzą też o mojej zmianie taktyki walki z otwartej walki w polu na wojnę partyzancką. Oznacza to, że od ponad pół roku, zniechęcony brakiem skuteczności medycyny akademickiej, postanowiłem uzupełnić jej zalecenia niestandardowymi metodami poprzez wprowadzenie odpowiedniej diety, a z biegiem czasu osiągnięć medycyny Wschodu i medycyny ludowej.

Dzięki tym działaniom odniosłem pierwsze sukcesy, którymi chcę się z Wami podzielić.
Mam nadzieję, że przebaczycie rozciągniętą formę, ale krócej się  nie dało, choć próbowałem. Dla łatwiejszej orientacji w tekście nadałem jego fragmentom tytuły.
Wypowiedzenie wojny.
W pierwszym etapie niestandardowej wojny postanowiłem przejść na ścisłą dietę bezsalicylanową. Było to spowodowane nieefektywnością stosowania medycyny akademickiej - krople do nosa nie przywracały węchu, a czasem nawet nie radziły sobie z zatkanym nosem, przez co chodziłem niewyspany i zmęczony. Wziewne kortykosteroidy maskowały tylko problemy z drogami oddechowymi - nie leczyły przyczyny, a jedynie walczyły z efektami. To była wegetacja!
Ulgę przynosiły jedynie krótkie sesje dexamethasonu, który "litościwie" przepisywał mi laryngolog, gdy już nic innego nie działało. Wówczas byłem jak nowonarodzony - był węch, energia, dobre samopoczucie. Cóż z tego? Trwało to zbyt krótko, bo po odstawieniu wszystko wracało na stare, utarte tory.
Nie wtajemniczonym podpowiem, że dexamethason i podobne specyfiki lecząc jedno, rujnują drugie, dlatego nie można ich dużo i długo przyjmować.
Po ostatniej sesji z dexamethasonem (w ciągu całej przygody z Triadą miałem ich pięć), z przerażeniem stwierdziłem, że działa on z większym opóźnieniem i mniejszą skutecznością niż do tej pory. Na co laryngolog spokojnie stwierdził, że tak to jest i, że trzeba będzie w przyszłości przyjmować większe dawki.
Większe dawki tego świństwa? Nigdy!
W trybie alarmowym zasiadłem do komputera i przeszukałem wszystkie strony związane z triadą, astmą, salicylanami, polipami i jedynie rozsądne rozwiązanie, które znalazłem to dieta bezsalicylanowa lub niskosalicylanowa.
Dieta niskosalicylanowa
Na angielskojęzycznych stronach (szczególnie amerykańskich i australijskich) znalazłem grupy wsparcia, które wdrażają walkę z triadą i w ogóle z uczuleniem na salicylany poprzez wdrożenie przez pierwsze dni ścisłej diety bezsalicylanowej, a po kilkunastu dniach powolnym wprowadzaniu żywności z coraz większą zawartością salicylanów i obserwowaniu reakcji organizmu. Metoda ta umożliwia znalezienie progu odporności na salicylany, powyżej którego pogarszają się reakcje organizmu.
Wdrożyłem zatem dietę ścisłą opartą wyłącznie na ryżu i paru dodatkach z zerową zawartością salicylanów w nadziei na to, ze uda się podtrzymać węch i drożny nos, po przebytej właśnie sesji z dexamethasonem.
Nic bardziej mylnego, po odstawieniu lekarstwa, po kilku dniach, mimo stosowania ścisłej diety bezsalicylanowej, musiałem znów wrócić do leków wziewnych i donosowych. Czyli dieta nic nie dała!
Przewertowałem internet raz jeszcze. Doczytałem, że to normalna reakcja, że na początku diety bezsalicylanowej i po powolnym wdrażaniu diety niskosalicylanowej stan najpierw się pogarsza, a potem poprawia. Nie zrażony zatem niczym dalej wdrażałem dietę niskosalicylanową wprowadzając coraz to nowe produkty z tabel, oczywiście wyłącznie z kolumn "znikome" i "niskie", czasem odrobinę jakiegoś produktu z "umiarkowane". Efekty były takie, że reagowałem źle na artykuły z dużą ilością salicylanów, a na te znikomo - nisko - umiarkowane, całkiem dobrze. Nie zmieniło, to faktu, że mimo diety musiałem nadal przyjmować krople i inhalacje. Czyli dieta nie leczyła, a co najwyżej zatrzymała postęp dolegliwości. Nie o to przecież chodziło, ja chcę odzyskać węch! Pal licho krople, mogę je brać, ale chcę mieć możliwość wąchania świata wokół mnie!
Doszedłem do wniosku, że nie można się poddawać i trzeba trwać w diecie, a efekty przyjdą z czasem. Tym bardziej, że odwrotu nie było. Przed sesją z dexamethasonem, której kontynuacją była dieta, czułem się już naprawdę paskudnie - nie pomagały żadne krople, mimo że alergolog do spółki z laryngologiem testowali na mnie całe półki apteczne. Zatem przerwanie diety nie wchodziło w grę, co prawda nie leczyła, ale pozwalała na życie z w miarę drożnym nosem...
Z biegiem diety okazywało się jednak, że mimo rygorystycznego jej stosowania, mam dni gdy czuję się bardzo dobrze (ale nadal bez węchu), a są dni, gdy jest gorzej. Może nie tak źle jak na początku drogi, ale gorzej. Coś z tą dietą jest nie tak!
Dziennik żywności
O co chodzi? Stosuję dietę rygorystycznie, a mimo to są dni, że czuję się gorzej, mimo że zawartość salicylanów jest prawie identyczna do dnia poprzedniego, w którym czułem się znośnie!
Założyłem dziennik żywności, bo pamięć jest ulotna i po paru dniach często już sam nie byłem pewien co jadłem, nie miałem zatem jak porównać poszczególnych dni i tygodni.
Po kilku tygodniach prowadzenia dziennika nic nie udało mi się wywnioskować. Wyglądało na to, że są dni gdy nawet mniej salicylanów w diecie oznaczało gorsze samopoczucie niż w dni, gdzie zjadłem ich więcej. Zatem to chyba nie salicylany? Spróbowałem dań z większą zawartością salicylanów - ewidentne pogorszenie! Zatem jednak salicylany! O co chodzi?
Aminy
Może to jeszcze coś poza salicylanami? Na niektórych stronach amerykańskich znalazłem informacje, że salicylanowcy bardzo często poza salicylanami są uczuleni na chemię spożywczą i aminy.
Z chemią to się zgadzało - sam na to wpadłem i nie stosowałem żadnej żywności z konserwantami, wzmacniaczami i polepszaczami, ale o aminach nigdy nie słyszałem.
Przeanalizowałem tabele amin porównując je do dziennika żywności i nie znalazłem żadnej korelacji. Więc to nie aminy? A może jednak? Część z nich wydawała się podejrzana. Szczególnie źle korelowały mi się z moim dziennikiem nabiały, mięsa i wędliny. Nic prostszego! I tak już ubogą dietą niskosalicylanową pozbawiłem nabiałów i wędlin, zmniejszyłem też ilości czystego mięsa. 
Po kilku tygodniach poczułem się zdecydowanie lepiej! A trzeba Wam wiedzieć, że mięso i żółte sery były moim podstawowym daniem na diecie niskosalicylanowej.
Niestety mój upragniony węch nie wrócił! Zatem co jeszcze? Mam zacząć odżywiać się światłem?
Żeby się upewnić czy to aminy spróbowałem jeden dzień być jedynie na ryżu (nie ma salicylanów) - rzeczywiście gorzej! Zatem jest winowajca - salicylany + aminy! Może po dłuższym czasie bez amin i salicylanów węch wróci? Niestety nie.
Zakwaszanie organizmu
Grzebiąc w prowadzonym przeze mnie dzienniku zauważyłem, że w dniach kiedy jadłem dużo mojego ulubionego sernika, to czułem się gorzej, podobnie w dniach z dużą ilością jogurtu. Dlaczego? Przecież czysty jogurt i twaróg nie mają ani salicylanów, ani amin? Szukam dalej. Mam! To może być pH żywności. Należy wyeliminować żywność zakwaszającą organizm i wprowadzić w zamian żywność alkalizującą. Tak też zrobiłem. Zmniejszyłem w diecie zawartość mięsa czerwonego, przetworów pszenicy, alkoholu, tłuszczu zwierzęcego, cukru, i przetworów mleka, a zwiększyłem ilość buraków, cebuli, czosnku, cytryny, marchewki, limonki , mango, papaji, mrożonego szpinaku, cytryny, selera, obranych jabłek (golden delicious), obranych gruszek i syropu klonowego. Podzieliłem się tym w moim artykule
Zastosowałem też rozdzielność węglowodanów i białek oraz skrobi i białek.
Jest lepiej, wygląda na to, że zmierzam w odpowiednim kierunku... Niestety węch nie wraca. Nos jest drożny, nie zatkany, ale węchu nie ma...
Joga i bieganie
Jak już w diecie zrobiłem wszystko, co można, czas na inne rozwiązania. Z doświadczenia wiem, że dużo umiarkowanego ruchu ma na mnie bardzo dobry wpływ. Kiedyś przypadkowo (bez stosowania dodatkowych leków czy diety) w górach odzyskałem węch. Co prawda straciłem go po paru godzinach, ale utknęło mi to w pamięci. Osiągnięcie to wiązałem z długotrwałym, umiarkowanym i wielodniowym wysiłkiem. Spróbowałem zatem odtworzyć podobne warunki w domu. Zacząłem biegać.W czasie biegu i kilka godzin po nos się odtykał. Co parę dni robiłem 20min przebieżkę, stałym rytmem, coś między truchtem a biegiem. Było lepiej ale to nie to. Poszedłem na jogę - raz w tygodniu.
Na jodze prowadząca od razu się połapała, że mam problemy z nosem - słyszała po sposobie oddychania, tym bardziej, że była to joga oddechowa. Podeszła do mnie i powiedziała, że po pewnym czasie, szczególnie po pozycji psa z głową w dół mój stan będzie się poprawiał i... miała rację w dniu jogi i kilka dni po mój stan był lepszy niż na co dzień.
Któregoś dnia w czasie biegu miałem kilkusekundowy "przebłysk" węchu. Cud! Węch bez dexamethasonu! To niemożliwe, a jednak! Niestety udało się ten stan osiągnąć tylko raz, ale po każdej jodze i każdym bieganiu nos był bardzo drożny. Czułem, że jestem bliski rozwiązania problemu. Jestem blisko!
Akupunktura
Żona poradziła mi iść za ciosem i wprowadzić dodatkowe działania przeciw triadzie. Pomyślałem, że skoro joga, to może dobrym rozszerzeniem walk na wielu frontach będzie akupunktura. Poszedłem do "Władcy Igieł" (sam nadałem temu facetowi takie pseudo), którego poleciła nam znajoma - pomógł jej w paskudnych dolegliwościach, na które medycyna akademicka nie miała rady.
Kupiłem igły, z którymi raz w tygodniu, przez dziewięć tygodni, miałem przychodzić na kilkuminutowe sesje.
W międzyczasie zraziłem się do jogi bo przyjęli na zajęcia więcej osób niż mogło pomieścić się na sali. Bieganie też trochę ucierpiało, bo pogoda nie dopisywała, a i efekty były tylko w czasie biegu i kilkanaście minut po. Jogę praktykowałem wyłącznie w domu - szczególnie pozycję psa z głową w dół, po której czułem się o wiele, wiele lepiej.
Na igły chodziłem raz w tygodniu. Z tygodnia, na tydzień nie było poprawy. Po kilu tygodniach w dniu wizyty stan się lekko polepszał, ale dopowiedziałem sobie, że to pewnie efekt placebo, bo polepszało mi się już kilka godzin przed sesją.
"Władca Igieł" polecił też wypędzenie stresu z życia. Wziąłem to do siebie - zacząłem unikać stresujących informacji w mediach, w pracy starałem się też mniej emocjonalnie podchodzić do wyzwań zawodowych.
Pau d'arco
Jednocześnie studiowałem strony i książki poświęcone dietom odkażającym organizm, na jednej z nich znalazłem opis testu obciążeń organizmu i kupon zniżkowy. Cóż nie mam nic do stracenia, medycyna jest bezradna, a polepszenie stanu zdrowia przyniosła mi dieta i joga oraz częściowo igły, dlaczego zatem nie spróbować i tego.
Poszedłem na test. Odbyły się jakieś czary mary, na koniec których pan stwierdził, ze moje problemy z nosem wynikają z układu pokarmowego, candidy i jakichś toksyn. Zalecił jakieś suplementy, które kosztowały bajońskie kwoty. Trochę się z nim skłóciłem i uznałem za naciągacza, tym bardziej, że w necie wyczytałem, że prawie wszystkim wychodzi candida.
Po kilku jednak dniach, na chłodno przeanalizowałem jego zalecenia i doszedłem do wniosku,że są dostępne inne suplementy, o wiele tańsze, które mają podobny skład. Kupiłem Candida Clear, którego jednym ze składników jest Pau d'arco i zacząłem wcinać, zgodnie z przepisem. Kupiłem też książkę lekarza medycyny akademickiej Andrzeja Janusa, który uzupełnia swe terapie farmaceutykami, osiągnięciami medycyny wschodu i ludowej. Książka ta w całości poświęcona jest Candidozie i metodami walki z nią - streszczenie tutaj. O dziwo potwierdzała ona w całej rozciągłości moje doświadczenia z mięsem, nabiałem i cukrem. Czyżby Candidoza, albo jakieś inne mikroby, od których aż się roi w tej książce? Możliwe, tym bardziej, że w kilku publikacjach naukowych wyczytałem, że triada może być wywołana przez specyficzne białka mikrobów, które nie znoszą salicylanów co może wywoływać ostre reakcje organizmu. Wszystko trzyma się kupy.
Po kilku dniach połykania tabletek nastąpiło nagłe pogorszenie stanu nosa - prawie całkiem się zatkał. W książce Janusa wyczytałem, że tak może być, że to oznaka obumierania mikrobów, z których toksynami pochodzącymi z ich rozkładu nie radzi sobie organizm. Cierpliwości.
Udało się, po kilku dniach zaczęło się polepszać. Nos osiągnął stan jak w czasie biegania albo zaraz po jodze, ale węchu nie było.
Zamiast cukru ksylolit
W między czasie, pod wpływem książki Janusa i swoich doświadczeń odstawiłem w 100% cukier i większość owoców. Pod wpływem rozmowy z dr biotechnologii, poznanej na targach zdrowej żywności, zamiast cukru wprowadziłem ksylolit, który nie dość, że słodki, to ma jeszcze właściwości grzybobójcze. Po zrezygnowaniu z cukru i wprowadzeniu ksylolitu poprawił się też stan zębów i prawie całkiem zrzuciłem zbędne kilogramy. Co prawda nie miałem dużej nadwagi, ale jednak. I to wszystko stało się niejako przy okazji.
Ostateczne rozwiązanie
Na cztery tygodnie przed końcem sesji akupunktury, w dzień sesji zaczął się pojawiać na kilka sekund węch. Pojawiał się wyłącznie w momencie mocnego wydychania, czy wręcz wysmarkiwania powietrza z nosa, ale był! Czyli diety + joga + ruch + akupunktura + ksylolit + Pau d'arco działają! Nie wiem dokładnie, który z tych czynników najbardziej, ale działają!
Na kilka dni przed pełnym powrotem węchu lekarz przepisał mi też ciprofloksacynę, bo nabawiłem się infekcji bakteryjnej. Nie wiem, może to też miało jakieś znaczenie?
Na pewno duże znaczenie mają wszystkie czynniki, choć najlepsze efekty pojawiały się w dniu akupunktury, co wskazywałoby właśnie na to. Co ważne węch pojawiał się nie tylko przy wydychaniu, ale i przy wdechu właśnie na parę godzin przed wizytą u Władcy Igieł. Sam był tym zdziwiony - twierdził, że powinien pojawiać się parę tygodniu po skończeniu dziewięciotygodniowego cyklu, a może dopiero po kolejnym cyklu, na który trzeba czekać kolejne dwa miesiące. A tu buch! Pojawił się na kilka minut. Potem po tygodniu na kilka godzin, aż ostatecznie w przeddzień przedostatniej sesji igłami wrócił na stałe. Najpierw nieśmiało - odczuwałem tylko intensywne zapachy, a w końcu totalnie - czuję nawet zapach ziemi! Co Wy na to? Ja jestem bardzo, bardzo szczęśliwy!
Niestety to jeszcze nie koniec, nie mam pewności czy poprawa przyszła na stałe, muszę też powalczyć jeszcze z astmą - mam nadzieję, że też podda się pod naporem zastosowanych metod!
Dieta zgodna z grupą krwi
Pozostaję zatem na diecie niskowęglowodanowej, niskoglutenowej, z małą ilością nabiału o niskim pH i średnio salicylanowej. Tak, tak średnio salicylanową, bo po tym gdy wrócił mi węch podniósł się też próg odporności na salicylany! Mimo to nie będę z salicylanami przesadzał, żeby nie zmarnować mojej półrocznej walki!
Po przeanalizowaniu stosowanej obecnie diety wychodzi mi, że jest ona prawie identyczna z dietą zgodną z grupą krwi A. Jednak jest to wszystko ze sobą powiązane. Organizm to jeden wielki mechanizm - naruszenie równowagi w jednej jego części skutkuje czasem dolegliwościami w zupełnie innej...
Będę zatem już wierny "po wsze czasy" obecnej diecie i na cukier, mięso czy nabiały pozwolę sobie tylko kilka razy na miesiąc, a i to w umiarkowanym zakresie.
Złudne nadzieje
Węch, to piękna sprawa! Czujesz, że żyjesz. Kto nie doświadczył problemów z powonieniem i wiecznie zawalonym nosem, nie zrozumie tej euforii, która jednak nie trwała długo!
Po trzech tygodniach od odzyskania węchu znów zaczął powoli zanikać. Po kilku dniach pojawiał się tylko na chwilę. Nic nie pomagało, nie udało się zatrzymać tego procesu. Znów nie mam węchu, a i świsty w płucach wróciły. Od paru tygodni tkwię w żałobie. Już było tak blisko. Już byłem przekonany, że zwyciężyłem, że przechytrzyłem chorobę, a tu - wszystko na marne. Złudne nadzieje. Trudno. Dobre i te kilka tygodni.
Trzeba zacząć od początku... To musiał być któryś z czynników, przecież nie stało się to przypadkiem. Mam nadzieję.

7 komentarzy:

  1. Doskonale to rozumiem, bo walczę z triadą aspirynową od 10 lat. Od 6 lat nie mam węchu. Próbowałam już wszystkiego, ale działa na krótko, a węch nie wrócił nawet na sekundę. Trudno zrozumieć komuś, kto nigdy nie był w takiej sytuacji, że odzyskanie węchu może być największym marzeniem, Tak chciałabym poczuć zapach ziemi wiosną... :) Śledzę Twojego bloga od kilku miesięcy. Jestem pełna podziwu dla Twojej determinacji i staram się podchodzić do sprawy podobnie. Szkoda, że "Ostateczne rozwiązanie" nie było ostatnim akapitem tego artykułu. Wierzę jednak, że takie rozwiązanie istnieje. Pozdrawiam serdecznie i życzę wytrwałości. Zaglądam tu i już nie czuję się całkiem sama ze swoim (identycznym) problemem. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie zbieram siły do kolejnej bitwy. Mam nadzieję, ze niebawem będę mógł pochwalić się kolejnymi zwycięstwami, ale tym razem dłuższymi w rezultatach...

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki :). Już się przestraszyłam, że się poddałeś.
    Pozdrawiam
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczynam znów! Tym razem się uda, bo już mniej więcej wiem gdzie szukać! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też miałem z astmą problem tylko u mnie musiało być przeprowadzone odpowiednie leczenie.

    OdpowiedzUsuń