poniedziałek, 20 października 2014

Ankieta "Czy jednocześnie z Twoją triadą aspirynową/ astmą aspirynową masz/ miałeś (aś) inne dolegliwości"?

Pod wpływem moich badań nad triadą pojawiły się nowe spostrzeżenia i domysły, dlatego zapraszam do ankiety, która być może pozwoli znów posunąć się o kilka kroków do przodu w walce z triadą.
Ankieta jest w 100% niejawna - nie mam dostępu do danych osób głosujących. Ankieta dostępna jest na górze prawego marginesu tego bloga.

niedziela, 19 października 2014

Dyniowa potrawka "Hokkaido"

Wszędzie dynie. W marketach - dynie, na targu - dynie, w warzywniakach - dynie. Nie da się przechodzić obok nich obojętnie. W zeszłym sezonie chwaliłem się na blogu dynią z orzechami laskowymi w sosie serowym. Tym razem będzie to lżejsze i o wiele prostsze danie i nie z dyni "klasycznej", lecz z hokkaido. 
Podstawą tego dania będzie hokkaido, cebula i czosnek, a dodatkiem zapewniającym sytość ryż brązowy. Tak na marginesie od kilkunastu miesięcy nie jadam parboiled gdyż mam poważne podejrzenia, że jest szprycowany jakąś chemią. Zresztą potwierdza te przypuszczenia też Salicylanka. Można też to danie przyrządzić jako risotto...

Skład:

  • dynia hokkaido,
  • 1 duża cebula,
  • 1 cały czosnek,
  • natka pieruszki,
  • ryż brązowy (nie parboiled) ok. 250g,
  • olej rzepakowy do smażenia ok. 3 łyżki,
  • sól, pieprz do smaku.
  • Danie odpowiednie w diecie niskosalicylanowej (uwaga na dynię - klasyfikowana jest jako posiadająca umiarkowaną, a nie niską zawartość salicylanów), ponadto wegetariańskiej, wegańskiej i bezglutenowej.
Zaczynamy od ryżu. Poniewież nie jest on fabrycznie podgotowany, to będzie trzeba czekać na łaskawcę 1/2 godziny. Zastosowałem ryż luzem, który wsypałem do garnka, zalałem wodą w proporcji 2 części wody na 1 część ryżu i postawiłem na palnik. Czas 1/2 godziny zacząłem odliczać od momentu gdy woda zaczęła się gotować. Gotowałem bez przykrycia.

Równocześnie z gotowaniem ryżu dzieje się potrawa właściwa. Hokkaido porządnie wymyłem - porządnie bo będzie wykorzystane razem ze skórką, potem pokroiłem na ćwiartki, wydłubałem nasiona. Ćwiartki pokroiłem w ósemki, te w szesnastki i tak do czasu aż powstały paski, które z kolei pokroiłem w kostkę. Taką przygotowaną kostkę wrzuciłem na dużą patelnię, dodałem pokrojoną w piórka cebulę (może być w kostkę, ale ja wolę jak po usmażeniu ma formę małych "makaroników"). Taką mieszankę posoliłem, zalałem olejem i zacząłem smażyć na wolnym ogniu, aż cebula zaczęła lekko się rumienić, a dynia zmiękła. Doprawiłem solą i pieprzem oraz dodałem ryż, który w tym czasie "doszedł".
Proporcje ryżu i wody okazały się na tyle trafione, że nie nie musiałem go odlewać przez sito, tylko wraz z pozostałościami wody dodałem go to usmażonej dyni. Tak powstała urocza potrawka dyniowo -  cebulowo - ryżowa, ale nie spełniała moich oczekiwań. Czegoś jej brakowało. Dodałem obrany zmiażdżony cały czosnek (nie jeden ząbek) i posiekaną natkę pietruszki (może być też natka suszona). To spowodowało, że słodkawo- mdłe danie nabrało wigoru. Stało się pyszne!
Żeby smak czosnku i pietruszki się nie "wyprażył" to po ich dodaniu tylko zamieszałem danie i nie smażyłem go dalej.
Gotowe. Szybko, smacznie i zgodnie z dietą.

środa, 1 października 2014

Jak zwalczyłem triadę aspirynową II

Oto dziś dzień krwi i chwały – oby dniem zwycięstwa był!

Zaczynam kolejną wyprawę wojenną przeciwko triadzie aspirynowej! Wojska zebrane, motywacja jest, tylko przeciwnik chowa się gdzieś po lasach i nie chce podjąć walki w otwartym polu.
Niestety jest to przypadłość zdradziecka, z którą nie jest łatwo walczyć. Ci którzy śledzą mego bloga wiedzą, że walczę z nią stale. Bez fajerwerków w „cichości serca”, godzina po godzinie, dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Tygodnie składają się w miesiące, a miesiące w lata i tym sposobem trwam w tej walce ponad dekadę.
Moja walka daje tylko tyle, że udaje się powstrzymać dolegliwość przed dalszym rozwojem, nie daje zwycięstwa. To coś jak stan nieprzestrzeganego zawieszenia broni. Niby front ustabilizowany, a jednak przeciwnik nęka raz po raz. Rok temu, zniecierpliwiony tym stanem niby wojny – wydałem wojnę totalną, którą opisałem we wpisie „Jak zwalczyłem triadę aspirynową”. Była to wojna bez oszczędzania sił i środków, ale mimo początkowych sukcesów – ostatecznie przegrana!
Po tej walce, przyznam, byłem trochę zniechęcony, choć nie poddałem się zupełnie – podjąłem jeszcze kilka potyczek. Na przykład po namówieniu mego laryngologa zastosowałem powtórną terapię antybiotykową, w nadziei, że to właśnie ona przyczyniła się do powrotu węchu. Niestety, to nie to! Nic się nie zmieniło…
Tak rozpoczęła się wiosna. Krople do nosa działały z coraz mniejszą skutecznością – zarówno flixonase, jak i nasonex czy budherin – miałem coraz bardziej zatkany nos. Jedynie astmę dało się trzymać w ryzach – alvesco dawało radę. Po kilku miesiącach krople przestały działać w ogóle – ratowałem się xylogelem. Pomagał, ale tylko przez kilkanaście dni. Zrezygnowany próbowałem znów akupunktury – bezskutecznie. Nos praktycznie był cały czas przytkany, a nocami praktycznie niedrożny. I tym sposobem, po trzech miesiącach od zwalczenia triady zostałem pobity – podpisałem akt kapitulacji poprzez przyjęcie doustnych sterydów. Na początek dawka uderzeniowa, potem stopniowo coraz mniej, aż po kilku dniach 0,5mg dexamethasonu dziennie (bez stosowania kropli czy wziewów). Znów życie było piękne, znów chciało się żyć!
Sielanka nigdy nie trwa wiecznie – od kwietnia minęło już 5 miesięcy, a ja cały czas na dexamethasonie, co prawda na mikro dawkach, ale zawsze. Laryngolog twierdzi, ze trzeba kończyć i wracać do kropli i wziewów. Skierował mnie na kilkanaście badań mających sprawdzić czy dexamethason czegoś mi nie rozregulował, ale bez względu na wyniki i tak powoli czas kończyć z tabletkami… Zatem trzeba znów walczyć, bo wiem, że na samych kroplach daleko nie zajadę.

Pomysł jest taki:
  • Pozostaję na dawkach 0,5mg dexamethasonu raz dziennie (rano),
  • Pozostaję na diecie niskosalicylanowej,
  • Nie jem nabiałów (z wyjątkiem jogurtu czy kefiru raz w tygodniu),
  • Nie jem cukru (w zamian syrop klonowy i ksylitol),
  • Nie jem owoców (z wyjątkiem małych ilości śliwki suszonej),
  • Nie jem czerwonych mięs w ogóle (białe mięso – kurczak, indyk 1x może 2x w tygodniu),
  • Jem jak najwięcej ryb, ale nie hodowlanych - nieszprycowanych pestycydami, hormonami i innym badziewiem,
  • Nie spożywam alkoholi (nawet tych dozwolonych w diecie niskosalicylanowej),
  • Nie jem chleba, ani innych glutenowych wyrobów (z wyjątkiem otrębów owsianych z syropem klonowym, słonecznikiem i śliwką kalifornijską suszoną – na śniadanie każdego dnia),
  • Jem duuuużo warzyw, szczególnie buraków czerwonych i brokuła,
  • Piję dużo wody z dodatkiem soku z cytryny,
  • Jem dużo kaszy jaglanej, mniej gryczanej, sporadycznie żytniej (podobnie makarony),
  • Jem sporo nasion strączkowych,
  • Jem dużo słonecznika, pestek dyni, trochę orzechów laskowych,
  • Piję sok z kapusty,
  • Jem kapustę kiszoną (nie kwaszoną),
  • Jem suplementy witaminowe – np. Bodymax,
  • Unikam mieszania węglowodanów z białkami (np. mięso i tłuszcze z ziemniakami, makaronami, czy kaszą),
  • Uprawiam nie obciążające sporty (rower, joga, wędrówki górskie, dłuuugie spacery),
  • z biegiem czasu zmniejszam dawkę dexamethasomu do 0,25mg/ dziennie, aż do czasu (mam nadzieję jego zupełnego odstawienia),
  • potem stopniowo dodaję do diety małe ilości zbóż, owoców i nabiałów, czy ewentualnie alkoholu – cały czas obserwując reakcje organizmu...
Więcej na http://triada-aspirynowa.blog.pl/2014/10/01/jak-zwalczylem-triade-aspirynowa-ii/