czwartek, 1 sierpnia 2013

Wakacje bez salicyalnów


Wyjazd na wakacje z dietą salicylanową może być koszmarem. Przecież nie znajdziemy hotelu czy pensjonatu, które serwować będą dania zgodne z dietą bez salicylanów. Nie ma też restauracji mających w menu dania dla salicylanowców. Są oczywiście takie, które serwują dania dla wegetarian, glutenowców czy dania eko, ale nie są one zgodne z naszą dietą, chyba że przez przypadek…
Jest zatem tylko kilka rozwiązań:
  • nie jechać na wakacje,
  • jechać, ale złamać dietę i przejść na wysokie dawki steroidów,
  • jechać do pensjonatu z aneksem kuchennym i samemu przygotowywać danie zgodne z dietą.
Ja spróbowałem trzeciej metody. Co prawda nie był to typowy wyjazd wakacyjny, a raczej czterodniowy wypad w Tatry, ale potraktowałem go jako poligon wakacyjny, przed „prawdziwym” urlopem.
Ponieważ nie miałem pewności czy w pobliżu pensjonatu będą sklepy z odpowiednią żywnością, to zabrałem ze sobą kilka niezbędnych produktów, w nadziei, że pozostałe zorganizuje na miejscu. Na zaszczyt podróżowania ze mną zasłużyły sobie produkty:
  • banany – tylko dlatego, ze na miejsce dotarliśmy w niedzielne popołudnie i nie wiedziałem, czy będą jeszcze otwarte sklepy, a banany świetnie nadają się zarówno jako przekąska, jak i składnik wielu dań;
  • sok z granatów;
  • łuskane orzechy laskowe;
  • otręby owsiane;
  • zamrożony chleb żytni na naturalnym zakwasie, bez drożdży (własnej roboty lub z zaufanego sklepu czy piekarni);
  • ser żółty bez salicylanów i bez anato (wiozłem go ze sobą, gdyż trudno go znaleźć poza Biedronką i Lidlem);
  • łuskany słonecznik (nie w każdym sklepie można go kupić);
  • ser pleśniowy;
  • natka pietruszki;
  • czosnek polski (nie wszędzie jest polski);
  • kilka jogurtów naturalnych bez dodatków (w razie gdyby w miejscowym sklepie nie było i trzeba by było gdzieś za nimi jeździć);
  • gruszki;
  • syrop klonowy;
  • fasolkę szparagową (okazało się że niepotrzebnie, bo prawie we wszystkich okolicznych sklepach była fasolka mrożona).
Wszystko, co wymagało schłodzenia włożyłem do torby termicznej, razem z trzema bochenkami zamrożonego  chleba, który robił za źródło chłodu. Świetnie się to udało mimo czterogodzinnej jazdy w upale – wszystko było chłodne, a chleby jeszcze częściowo zamrożone.
Jako, że w zamiarze miałem chodzenie po górach, to nie było zbyt dużo czasu na gotowanie, dlatego na śniadanie robiłem sobie bezsalicylanowy miks jogurtowy czasami dodawałem do niego słonecznik. Jest to bardzo sycące i smaczne rozwiązanie problemu śniadań. W góry zabierałem kanapki z masłem i serem żółtym i dwa banany, jako przekąskę, no i oczywiście wodę mineralną. Na wszelki wypadek zabrałem też jako przekąskę  łuskane orzechy laskowe.
Po powrocie z gór (po około 6-7 godzinach), był czas tylko na ekspresową obiadokolację. Pierwszego dnia przyszedł czas nabezsalicylanową fasolkę orzechową, drugiego dnia pyrki z gzikiem bez salicylanów (ser biały kupiłem na miejscu), trzeciego dniabezsalicylanową kaszę z boczkiem, z tą tylko różnicą, że zamiast boczku, którego nie było, zastosowałem  karkówkę – też smacznie. Czwartego dnia w oparciu o tą samą karkówkę zrobiłem groszkowego łososia bez salicylanów, zamiast łososia w roli głównej wystąpiła karkówka, niestety wędzonego łososia bez chemii nie było w okolicznych sklepach, a zmęczony po wędrówkach nie miałem ochoty na zwiedzanie kolejnych marketów.
Jako  napój w czasie domowego odpoczynku korzystałem z soku z granatów rozcieńczonego z wodą w stosunku 1:1. Było pysznie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz